sobota, 4 kwietnia 2015

Rozdział 2

Nastąpiła chwila zawahania.
Dokładnie takie samo uczucie, jakbym dostała w twarz. I to nie od jakiegoś mięczaka tylko zawodowca, który bije się dla pieniędzy i jest to jego piorytet w życiu.
Myśląc o tym przed oczami stanął mi zawodowy bokser, który ma większy biceps niż ja talie, jest wygolony a na całym ciele ma tatuaże związane z jego życiem czy pasją.
No i kiedy już go sobie wyobraziłam to następną osobą był David.
Wierny kibic boksu, który niegdyś zabierał mnie na jak ja to zwykłam nazwać "sekte".
Nigdy nie był zły o te określenie. No może na początku, lecz z biegem czasu przestało mieć to dla niego znaczenie.
Tak samo jak dla mnie znaczenie przestało mieć to, że spędzam z nim czas.
Może inaczej.
Miało to dla mnie znaczenie, ale nie takie wielkie bo wiedziałam, że był, jest i będzie ze mną.
Nie doceniamy tego co nas otacza. Uznajemy to za rutynę a wiadomo, że większość osób za nią nie przepada i chce się jej pozbyć.
Dlatego też często okłamywałam go i mówiłam, że nie mogę się z nim spotkać, mimo tego, że cały dzień się później nudziłam, bądź czytałam jakąś książkę, która zawsze kończyła się happy endem.
Niestety ja, osobiście przeliczyłam się i nie doceniłam tego, że był na każde moje zawołanie.
Nieważne czy Kelly była chora, smutna czy po prostu nienawidziła całego świata. Dla niego to nie był problem, żeby w ciągu piętnastu minut od mojego telefonu znaleźć się przy mnie i zącząć pleść takie bzdury, aby choć kąciki mych ust minimalnie uniosły się w górę.

- Kochanie, może być dzisiaj? - zapytał mój zafascynowany ojciec, który nawet nie zauważył mojego zamyślenia.
- Oczywiście - odpowiedziałam, by nie wydało się to, że kolejny raz rozmyślam i nie zwracam uwagi na to, co do mnie mówi.
- To świetnie. Zaraz zadzwonie do Zayna i umówię nas na szesnastą.
- Zaraz! - krzyknęłam - Dzisiaj? O szesnastej? Zayn? Ten chłopak? Co?
- Zgodziłaś się Kells - przypomniał mi człowiek, dzięki któremu stoje właśnie na tym chorym świecie, w którym nie można być po prostu szczęśliwym, bo nie byłaby to zachowana harmonia. - Czy coś z tym chłopakiem nie tak? Skoro nie ten, to jest jeszcze jeden. - pokazał mi zdjęcie.

Ten wyglądał milion razy lepiej.
Miał brązowe włosy, które były dość długie jak na chłopaka, ale z racji tego, że były kręcone pasowały idealnie. Do tego duże zielone oczy, w których kryła się pewnego rodzaju tajemniczość i na koniec dołeczki.
Moje nogi od razu się ugięły, co starałam się zamaskować najlepiej jak umiem, lecz myślę, że Donna i tak to zauważyła.
Była kobietą, więc zwracała uwagę na szczegóły, nie to co mężczyźni. Są to proste istoty, dla których wszystko musi być równie proste, bo inaczej nie zrozumieją.

- Ten może być - odparłam - Jak się nazywa?
- Harry. Harry Styles.

Właściwie to dopiero teraz pluje sobie w twarz za to, że się zgodziłam.
Wiązało się to z tym, że będę musiała zamieszkać u taty i zamiast nudzić się jak zwykłe dziewczyny w moim wieku, to moim zadaniem będzie udawanie dziewczyny, chłopaka którego nie znam.
Co prawda jest on zabójczo przystojny, ale skoro właśnie taki jest, to czemu nie znajdzie sobie dziewczyny?
Normalnej dziewczyny.
Na litość prawdziwej dziewczyny!
Na świecie jest siedem miliardów ludzi z czego połowa to kobiety.
I to nie byle jakie.
Zaliczają się do nich światowej sławy piosenkarki, modelki, aktorki a padło na mnie.
Przeciętną dziewczynę z przeciętnym życiem.
Tyle piękności chciałoby być teraz na moim miejscu.
A ja najbardziej chciałabym żeby okazłało się, że tata robi sobie ze mnie żarty.
Sprawdza mnie czy jestem w stanie zrobić dla niego wszystko.
Tak!
Jestem, bo mimo tego jaki jest, to jest on mężczyzną, który mnie spłodził, no i nie był wcale taki zły.
To ja wybudowałam między nami mur i nie pozwoliłam mu go przejść, bo ciągle dobudowywałam większą barierę między nami, by za nic się do mnie nie dostał.
Po śmierci Davida zaczęłam dostrzegać błędy, które robię.
Odtrącam od siebie każdego.
Czego się boję?
Tego, że ktoś mnie skrzywdzi? Tego, że się na kimś zawiodę? Tego, że podejmę niewłaściwą decyzję? Tego, że zostanę sama?
Ale to właśnie przez to, co robię jestem coraz bardziej osamotniona.
Nie dopuszczam do siebie nikogo, a poza rodziną i Davidem nie poznałam jeszcze nikogo takiego, kto by o mnie zawalczył.
Każdy kto starał się nawiązać ze mną jakąś więź został od razu skreślony a ja zamykałam się w powłoce, do której nikt nie miał miejsca.
Śmieszny jest mój strach przez skrzydzeniem.
Lecz jak brzmi cytat w mojej ulubionej książce "Nie mamy wpływu na to czy ktoś na skrzydzi, ale mamy wpływ na to, kto to zrobi".
Ja chyba jeszcze nie wybrałam takiej osoby.
Czy kiedyś wybiorę?

Poprawiłam swoją spódniczkę, która leżała idelanie, ale chciałam być pewna, że tak jest.
Nie patrząc przed siebie, lecz z wzrokiem wbitym w asfalt wylany przed firmą "Modest" ruszyłam do przodu.
Wciągnęłam głęboki oddech i ze skrzyżowanymi rękoma przekroczyłam próg firmy.
Wszystkie pracownice, które zobaczyły mnie z moim ojcem, wstały ze swoich stanowisk i witały nas, jakbyśmy byli jakiś królestwem, podczas gdy tata miał jedynie tę firmę, która powoli bankrutowała a ja byłam zwykłą uczennicą z jak już wspomniałam, przeciętym życiem.

- Już myślałem, że zrezygnowałaś - zwrócił się do mnie chłopak z czupryną pełną loków i ciepłym spojrzeniem.
- Co ty mówisz Harry? Masz do czynienia z profesjonalistami i takie sytuacje nie mają tu prawa bytu - odpowiedział szybko Steven.
- Ciesze się - odparł chłopak i puścił mi oczko, a ja poczułam tylko ogień, który płonął w moich policzkach.

- Czy każdy wie na czym to wszystko ma polegać? - zapytał mężczyzna, którego nigdy wcześniej nie widziałam na oczy - Przypomnę wam. Kelly i Harry podpiszą za chwilę umowę, która będzie obowiązywała przez równy rok od dnia dzisiejszego. Każda ze stron może się z niej wycofać w dowolnym momencie, lecz koszty, które poniesie będą kolosalne, dlatego z góry uprzedzam, że taka sytuacja nie powinna mieć miejsca. Co do kosztów, to pani Kelly otrzyma w ciągu roku równowartość miliona dolarów i dodatkowe pieniądze za promocje różnych sklepów i miejsc, w których pokaże się z panem Harrym. A co do waszego związku - zwrócił się do nas i kontynuował - macie udawać cholernie zakochanych. To chyba nie będzie takie trudne. Teraz proszę, aby każda ze stron podpisała ową umowę i z tego budynku macie wyjść już razem. Mówiąc razem mam na myśli jako para. Jednakże, aby wam to trochę ułatwić to dzisiaj pan Styles pocałuje panią Taylor w policzek, a jutro pojedzie z nią na trzy dni w wybrane przez pana Harrego miejsce, by lepiej poznać swoją dziewczynę i z tego wyjazdu macie już wrócić jako papużki. Ja i Steven nagłośnimy całą sprawę.
- Jutro? - spytałam zaskoczona - Ale ja mam szkołę!
- To nie jest już twój piorytet - uciął szybko temat poprzedni przemówca.

Podpisałam tą umowę, po czym to samo zrobił Harry, Steven i ten obcy mężczyzna.

Wizja naszego udawanego związku nie odpowiadała mi, ale robiłam to dla ojca.
Milion dolarów to sporo pieniędzy i mogą mu bardzo pomóc.

Pytanie tylko jak będzie wyglądał ten nasz związek i czy ma on sens?




Hej!
Wiem, że rozdział krótki i nie ma WOW, ale starałam się, aby dzisiaj szybko go skończyć i już dodać, by był to taki mój prezent dla Was na Święta :)
Wiem też, że zaniedbałam bloga, ale obiecuję poprawę!
Wesołych Świąt i Mokrego Dyngusa! :*

środa, 4 lutego 2015

Rozdział 1

Obudziłam się zalana potem.
Znowu to samo. Ten sam sen z tym samym zakończeniem. Samochód, który go zabił i ten chłopak z brązowymi oczami.
Ostatnio coraz częściej wracałam wspomnieniami do tego dnia. Może to dlatego, że samotność coraz bardziej mi doskierwała?
Mam pieniądze, ale co z tego skoro przyjaciół nie da się kupić a ja jestem zbyt nieśmiała, by zacząć z kimś nową relacje.
Po śmierci Davida przestałam ufać ludziom. To on był jedyną osobą, której ufałam w pełni. Ufałam stuprocentowo.
- Kelly - usłyszałam głos mojej rodzicielki, która przerwałam mi rozmyślenia, za co chyba pierwszy raz byłam jej dzięczna.
Kobieta weszła do mojego pokoju i usiadła na łóżku
- Tata zaprosił cię na weekend do swojego domu.
- Co się stało, że tata ma dla mnie czas? - zapytałam z kpiną.
- Kochanie, stara się. Myślisz, że jemu jest łatwo? - lecz ja już nie ciągnęłam tej rozmowy.
Wyszłam z łóżka i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, spięłam włosy w koński ogon, ubrałam przygotowane już wczoraj ubrania i zeszłam na dół.
Wchodząc do kuchni z góry wiedziałam, że nic nie zjem.
Spojrzałam na mamę. Widziałam, że jest zmęczona tą całą sytuacja. W jej oczach nie było już tego blasku co kiedyś. Barwa nie była już tak intensywna, a skóra która zawsze była opalona, stała się blada. Trzeba również przyznać, że dużo schudła. Zawsze była szczupła i nie mogła narzekać na swoją figurę, ale ta którą posiadała teraz była straszna. Każdy mógł zobaczyć dokładnie jej szkielet. Nie było kości, która była niewidoczna. Zmienił się także jej styl. Pamiętam jak nieraz śmiałam się z tatą, że nawet na porodówce ze mną miała założone szpilki i te swoje dziwne stroje. Teraz zastąpiła je dresami lub zwykłymi ubraniami a szpilki rzuciła do szafy i nie zakładała ich od tych dwóch felernych lat. Zresztą nie dziwie się jej. Dwa lata temu tata zdradził ją z przyjaciółką, a od roku są ze mną problemy bo dalej nie umiem się pogodzić ze stratą Davida.
Zabrałam jabłko, pocałowałam ją w policzek, po czym zabrałam torbę i wyszłam do szkoły. Spóźniłam się na autobus, a nie chciałam brać samochodu bo zawsze twierdziłam, że nie należy bezsensownie wydawać pieniędzy.
Pomyślałam, że to znak.
Szybkim krokiem ruszyłam w przeciwną stronę.
Gdy już byłam prawie na miejscu w moich oczach pojawiły się łzy. Zacisnęłam pięści i postanowiłam, że tym razem się nie rozkleję. Weszłam na teren cmentarza. Przechodziłam różnymi alejami. Dookoła panował ten straszny zapach. Zapach śmierci. Zwolniłam nieco tempo i dokładniej przyglądałam się grobom, które zwykle mijałam bez większego zastanowienia. Kiedy przechodziłam koło tych najmłodszych grobów przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
Spojrzałam w górę. Na niebie świeciło słońce, lecz nawet ono nie potrafiło zmienić mojego ponurego nastroju.
Po jakimś czasie dotarłam na miejsce. Oczywiście każdy pewnie się domyśla gdzie przyszłam. Tak, macie racje! Odwiedziłam mojego przyjaciela. Co prawda od jego śmierci minął już rok, ale ja czułam, że on ciągle gdzieś jest. Po tym co się stało nigdy nie byłam do końca sama. Gdziekolwiek bym się nie zjawiła: w szkole, w kościele, w domu, zawsze on był ze mną. Czułam to. Wiedziałam, że nie zostawi mnie samej i będzie nade mną czuwał. Szkoda tylko, że nie mogłam już go przytulić, pośmiać się z nim i wspólnie oglądać nasz ulubiony serial.
Odpychając od siebie ciemne myśli dostrzegłam, że dzisiaj mija równy rok. Pomyśleć, że jeszcze rok temu on żył. Pewnie teraz byliśmy oboje w szkole. Mówiłam mu wtedy, że nie mam ochoty się uczyć i jedna jedynka nic mi nie zrobi, ale uparł się, że obiecał mojej mamie pomoc, dlatego nie złamie danego słowa. Gdyby nie to, dalej by był ze mną i nie musiałabym przychodzić w to okropne miejsce.
Usiadłam na ławeczce, którą specjalnie dla mnie zamówiła jego mama bo wiedziała, że będę tu często przychodzić.
Spuściłam wzrok na nagrobek. Widniało na nim jego zdjęcie. Te rumieńce i dołeczki oraz czupryna. Przypomniało mi się jak zawsze porównywałam go do Harrego a on się wkurzał.
- David, a może raczej Harry - zaczęłam żartobliwie, bo mimo że to głupie, ale nie miałam ochoty być teraz smutna. Byłam u niego i chciałam chociaż udawać, że dobrze się trzymam - Tęsknie, wiesz? Codziennie czuje, że jesteś ze mną. Może i twoje ciało umarło, ale dusza została ze mną i nie martw się, nie oddam ci jej. Mam też nadzieję, że mi jej nie zabierzesz. Jak pewnie widzisz po twoim odejściu dalej nie umiem znaleźć dla siebie miejsca. Byłeś częścią mojego życia a tej dziury nie da się teraz niczym zatkać. Będzie pusta albo i pełna? Bo w końcu dalej jestem w moim sercu. Nigdy stamtąd nie zniknąłeś. Pamiętasz jak nadałeś mi przezwisko? Jak to ono brzmiało? Kells. Teraz tata tak do mnie mówi a ja tego nienawidzę. W sumie nienawidzę wszystkiego cokolwiek by nie zrobił bo zniszczył naszą rodzinę. Mam dzisiaj po lekcjach jechać do niego na cały weekend. Nie wiem czy dam radę. Tak bardzo się staram mu wybaczyć, ale to wszystko jest za świeże, zwłaszcza, gdy patrzę na Brende. Mama ledwo się trzyma. Chciałabym jej pomóc, ale nie wiem jak. Myślisz, że moje szczęście by jej pomogło? Myślisz, że gdybym to ja była szczęśliwa, to mama też by była? Kurczę, zadaję pytania jak małe dziecko. Czy to źle? Uważam, że nie bo zawsze tak się zachowywaliśmy.
Gadałam z kilka godzin bez przerwy. Nie potrzebowałam jej. Im bardziej wkręcałam się w rozmowę, tym bardziej zapominałam o bólu. Tym wewnętrzym oczywiście bo zewnętrznego nie czułam. Zadawałam go sobie nieraz, ale teraz jak o tym myślę to byłam głupia. Ludzie nie powinni robić sobie krzywdy. Ja ją robiłam bo myślałam, że na nią zasługuje. Prawda jest taka, że nikt na nią nie zasługuje.
Kiedy wybiła godzina 2 wiedziałam, że muszę się zbierać. Tata pewnie będzie za godzinę pod szkołą a to spory kawałek drogi.
- Obiecuję, że w najbliższym czasie znowu cię odwiedzę. Jak widzisz staram się dotrzymywać obietnic. Jak na razie tylko z jedną mi nie idzie. Uwierz mi, że starałam się razem z mamą. Ona bardziej niż ja skupiła się na wyglądzie tego chłopaka. Ja widziałam tylko brązowe oczy i ciebie na asfalcie całego we krwi. Brenda ma trochę lepszy zmysł obserwacji, dlatego powiedziała, że był on szczupłym brunetem. Znajdę go. Nie wiem kiedy i nie wiem gdzie, ale znajdę go i wydam. Pójdzie siedzieć za to co nam zrobił. Nikt nie będzie odbierał bliskich mi osób, zwłaszcza w taki sposób - tymi słowami zakończyłam swój kolejny potok słów i udałam się w stronę powrotną.

- Kotek, naprawdę przepraszam, że się spóźniłem. Byłem w firmie i jeśli się zgodzisz zaraz pojedziemy tam z powrotem - zapowiedział Steven, gdy tylko weszłam do jego kolejnego, luksusowego samochodu, na który pewnie wyrywał kolejne dziewczyny młodsze od mojej mamy.
- Wiem, że praca jest ważna i czasem nawet najważniejsza - odparłam z sarkazmem - ale wytłumacz mi dwie rzeczy. Po pierwsze dlaczego miałam przyjechać do ciebie na weekend, a po drugie po co mam jechać z tobą do tej głupiej firmy?
- Kells - zaczął, ale widząc moją minę od razu poprawił się - Kelly, bo jest jedna sprawa. Rozmawiałem już o tym z mamą, ale ona stwierdziła, że jesteś duża i sama będziesz za siebie podejmować decyzję. Wiem, że to jest wbrew twoim wszystkim wyznaniom, ale jest pewien chłopak, któremu musisz pomoc.
- Nie - odpowiedziałam przed zakończeniem.
Po minie taty można było wywioskować, że jest teraz na mnie zarówno zły jak i rozczarowany, ale miałam to gdzieś. Po raz kolejny pokazał, że jestem dla niego ważna tylko wtedy, gdy on czegoś chce albo potrzebuje. Nie! Skończyła się dobra Kelly.
Ludzie to podłe istoty. W dzisiejszych czasach nie jest ważna miłość, przyjaźń, poświęcenie czy zaufanie, liczy się tylko to, aby tobie było dobrze.

W ciszy dojechaliśmy do jego mieszkania. Już od momentu przekroczenia bramy czułam te uczucie, którego nienawidziłam.
Przepych. Przepych, gdziekolwiek bym nie spojrzała.
Naraz drzwi z domu się otwarły a w nich stała Donna. Donna była gosposią taty od wielu lat. Odkąd pamiętam zawsze lubiłam spędzać z nią czas. Była to brunetka o średnim wzroście z lekką nadwagą. Ale co z tego? Miała złote serce i mimo tego jak została potraktowana przez los, dalej cieszyła się życiem. Zawsze zastanawiałam się skąd w niej tyle pozytywnej energii. Trzeba przyznać, że nawet mnie potrafiła nim oczarować, chociaż nie byłam łatwą osobą.

Szukałam Stevena przez cały sobotni wieczór, ale nie umiałam go znaleźć. Kiedy w końcu udało mi się odkryć, gdzie chodzi mój ojczulek na przemyślenia, dotrzegłam, że w ręce trzyma papierosa i popija winem. To nie było do niego podobne. Owszem zdarzało się, że tata zapalił, ale to tylko wtedy, gdy był czymś zmartwiony. Nie powiem, że nie zrobiło mi się go żal. W końcu był moim ojcem. Jedynym, jakiego miałam.
Wykonując ciche ruchy, przysiadłam się do niego i spojrzałam z obawą.
- Czemu palisz?
- Przecież wiesz. Palę tylko kiedy jestem smutny - odpowiedział i wyrzucił końcówkę tego świństwa.
- To inaczej. Co się stało? - zapytałam lekko poirytowana.
Miałam 17 lat a traktował mnie dalej jak dziecko. Chciałam żeby chociaż raz był ze mną szczery, żeby mi zaufał a wtedy być może bym mu pomogła.
Długo czekałam na odpowiedź, ale ona nie nadeszła.
Steven wstał i zostawił mnie samą na tarasie.
Poczułam się niechciana. Niby otaczało mnie mnóstwo ludzi, ale ciągle czułam samotność. Nienawidziłam tego uczucia. Nienawidziłam tego, że nie miałam osoby, której mogłabym się zwierzyć lub osoby, która by mnie przytuliła. Po prostu była. Nienawidziłam również być sama. Wtedy zaczynałam myśleć. Niestety wszystkie moje rozmyślenia kończyły się tym samym. Rozpędzony samochód i mój przyjaciel, który wracał ode mnie bo chciał pomóc mi w lekcjach.
Pierwsza łza, która spłynęła sprawiła, że nieco ochłonęłam i poczułam się lepiej.

Postanowiłam wreszcie wstać i pójść do mojego pokoju, ale usłyszałam jak ktoś woła moje imię i podążyłam tym tropem. Okazało się, że była to Donna, która skończyła właśnie czyścić basen. Uśmiechnęłam się do niej i usiadłam na leżaku. Nie musiałam za długo czekać, aby kobieta usiadła obok mnie.
- Wiesz Kelly - zaczęła nieśmiało - twój tata ostatnio coraz więcej pali. Wiem co jest tego przyczyną, ale nie wiem czy mogę powiedzieć. Chyba nie powinnam - nie dokończyła bo wpałam jej w zdanie.
- Proszę.
- Dobrze - zaczęła - pewnie tata chciał żebyś pomogła pewnemu chłopakowi, prawda? - zapytała a ja tylko pokiwałam głową - Nie wiem o co dokładnie chodzi, ale ten chłopak zaproponował sporą sumę pieniędzy za twoją pomoc. Pan Steven ma w firmie kłopoty finansowe i ten kontrakt na pewno, by go z tego wyciągnął.
- Więc myślisz, że powinnam to zrobić? - zapytałam niepewnie.
- Zrobisz co będziesz uważała za słuszne. Kelly, to twoja decyzja i nikt jej za ciebie nie podejmie.
Wiedziałam już co zrobię.
Tata nie zawsze był zły. W dzieciństwie miałam wszystko co chciałam. Wystarczyło, że weszłam do sklepu i dotknęłam jakąś rzecz a zaraz po tym lądowała ona w moim pokoju. Wieczorami czytał mi bajki albo je ze mną oglądał. Był dla mnie bohaterem. To on pocieszał mnie kiedy pierwszy raz nieszczęśliwie się zakochałam. Kiedy dostałam swój pierwszy okres i byłam przerażona. Kiedy bałam się w nocy spać, przychodził i spał ze mną.

- Tato - zaczęłam radośnie - zgadzam się. Mogę pomóc temu chłopakowi tylko powiedz mi co mam robić.
- Jakby ci to powiedzieć córeczko? Będziesz udawała jego dziewczynę - po tych słowach wyciągnął z kieszeni zdjęcie. Zdjęcie tego chłopaka.
Nagle zabrakło mi powietrza. Zapomniałam jak się oddycha. Przestałam racjonalnie myśleć. Twarz stała się jaśniejsza a serce zaczęło wolniej bić. To on! To te brązowe oczy. Wszędzie bym je rozpoznała.

sobota, 31 stycznia 2015

Prolog

Byliśmy tylko my. On i ja.
David właśnie skończył pomagać mi w przygotowaniach na najbliższą kartkówkę z matematyki. Zawsze miałam z nią kłopot, za to on ją wręcz uwielbiał. Z racji tego, że byliśmy przyjaciółmi pomagał mi w zamian za świeżą babkę, którą moja mama robiła zawsze, gdy do nas przychodził.
Wszystko układało się idealnie. No właśnie. Chyba trochę za idealnie, bo nawet rodzice się ze sobą nie kłócili.
Wybiła godzina ósma co oznaczyło, że musiał się już zbierać do domu. Spakował swoje rzeczy, a ja tak jak zawsze odprowadziłam go do drzwi.
Nie mieszkał daleko, więc mogłam się spodziewać, że po dziesięciu minutach napisze do mnie jak zawsze.
Jednak się pomyliłam. Nie zdążyłam nawet wrócić do salonu, gdy usłyszałam krzyk i pisk opon.
Razem z Bredną wybiegłyśmy z domu.
Zobaczyłam to.
Zobaczyłam jak mój najlepszy przyjaciel po raz ostatni wciąga oddech, ale już go nie wypuszcza. Jego oczy się już nie otwarły.
Łzy natychmiast zaczęły spływać po moich policzkach. Zresztą jak w takiej sytuacji miałam nie płakać?
Zobaczyłam jak mój przyjaciel umiera.
Z samochodu wyszedł chłopak. Spojrzałam mu w oczy, a on wtedy uciekł. Tak! Po prostu sobie uciekł, zostawiając otwarty samochód i mojego martwego przyjaciela na tym cholernym asfalcie.
Później analogicznie przyjechało pogotowie, które stwierdziło zgon i policja, która wypytywała nas z mamą o tego morderce.
Wiecie co było śmieszne? Byłam w takim szoku, że nawet nie wiedziałam jak wyglądał.
Wiedziałam jedynie jakie ma oczy. Aksamitny brąz, którego nigdy w życiu nie zapomnę i który również zawsze rozpoznam.