sobota, 4 kwietnia 2015

Rozdział 2

Nastąpiła chwila zawahania.
Dokładnie takie samo uczucie, jakbym dostała w twarz. I to nie od jakiegoś mięczaka tylko zawodowca, który bije się dla pieniędzy i jest to jego piorytet w życiu.
Myśląc o tym przed oczami stanął mi zawodowy bokser, który ma większy biceps niż ja talie, jest wygolony a na całym ciele ma tatuaże związane z jego życiem czy pasją.
No i kiedy już go sobie wyobraziłam to następną osobą był David.
Wierny kibic boksu, który niegdyś zabierał mnie na jak ja to zwykłam nazwać "sekte".
Nigdy nie był zły o te określenie. No może na początku, lecz z biegem czasu przestało mieć to dla niego znaczenie.
Tak samo jak dla mnie znaczenie przestało mieć to, że spędzam z nim czas.
Może inaczej.
Miało to dla mnie znaczenie, ale nie takie wielkie bo wiedziałam, że był, jest i będzie ze mną.
Nie doceniamy tego co nas otacza. Uznajemy to za rutynę a wiadomo, że większość osób za nią nie przepada i chce się jej pozbyć.
Dlatego też często okłamywałam go i mówiłam, że nie mogę się z nim spotkać, mimo tego, że cały dzień się później nudziłam, bądź czytałam jakąś książkę, która zawsze kończyła się happy endem.
Niestety ja, osobiście przeliczyłam się i nie doceniłam tego, że był na każde moje zawołanie.
Nieważne czy Kelly była chora, smutna czy po prostu nienawidziła całego świata. Dla niego to nie był problem, żeby w ciągu piętnastu minut od mojego telefonu znaleźć się przy mnie i zącząć pleść takie bzdury, aby choć kąciki mych ust minimalnie uniosły się w górę.

- Kochanie, może być dzisiaj? - zapytał mój zafascynowany ojciec, który nawet nie zauważył mojego zamyślenia.
- Oczywiście - odpowiedziałam, by nie wydało się to, że kolejny raz rozmyślam i nie zwracam uwagi na to, co do mnie mówi.
- To świetnie. Zaraz zadzwonie do Zayna i umówię nas na szesnastą.
- Zaraz! - krzyknęłam - Dzisiaj? O szesnastej? Zayn? Ten chłopak? Co?
- Zgodziłaś się Kells - przypomniał mi człowiek, dzięki któremu stoje właśnie na tym chorym świecie, w którym nie można być po prostu szczęśliwym, bo nie byłaby to zachowana harmonia. - Czy coś z tym chłopakiem nie tak? Skoro nie ten, to jest jeszcze jeden. - pokazał mi zdjęcie.

Ten wyglądał milion razy lepiej.
Miał brązowe włosy, które były dość długie jak na chłopaka, ale z racji tego, że były kręcone pasowały idealnie. Do tego duże zielone oczy, w których kryła się pewnego rodzaju tajemniczość i na koniec dołeczki.
Moje nogi od razu się ugięły, co starałam się zamaskować najlepiej jak umiem, lecz myślę, że Donna i tak to zauważyła.
Była kobietą, więc zwracała uwagę na szczegóły, nie to co mężczyźni. Są to proste istoty, dla których wszystko musi być równie proste, bo inaczej nie zrozumieją.

- Ten może być - odparłam - Jak się nazywa?
- Harry. Harry Styles.

Właściwie to dopiero teraz pluje sobie w twarz za to, że się zgodziłam.
Wiązało się to z tym, że będę musiała zamieszkać u taty i zamiast nudzić się jak zwykłe dziewczyny w moim wieku, to moim zadaniem będzie udawanie dziewczyny, chłopaka którego nie znam.
Co prawda jest on zabójczo przystojny, ale skoro właśnie taki jest, to czemu nie znajdzie sobie dziewczyny?
Normalnej dziewczyny.
Na litość prawdziwej dziewczyny!
Na świecie jest siedem miliardów ludzi z czego połowa to kobiety.
I to nie byle jakie.
Zaliczają się do nich światowej sławy piosenkarki, modelki, aktorki a padło na mnie.
Przeciętną dziewczynę z przeciętnym życiem.
Tyle piękności chciałoby być teraz na moim miejscu.
A ja najbardziej chciałabym żeby okazłało się, że tata robi sobie ze mnie żarty.
Sprawdza mnie czy jestem w stanie zrobić dla niego wszystko.
Tak!
Jestem, bo mimo tego jaki jest, to jest on mężczyzną, który mnie spłodził, no i nie był wcale taki zły.
To ja wybudowałam między nami mur i nie pozwoliłam mu go przejść, bo ciągle dobudowywałam większą barierę między nami, by za nic się do mnie nie dostał.
Po śmierci Davida zaczęłam dostrzegać błędy, które robię.
Odtrącam od siebie każdego.
Czego się boję?
Tego, że ktoś mnie skrzywdzi? Tego, że się na kimś zawiodę? Tego, że podejmę niewłaściwą decyzję? Tego, że zostanę sama?
Ale to właśnie przez to, co robię jestem coraz bardziej osamotniona.
Nie dopuszczam do siebie nikogo, a poza rodziną i Davidem nie poznałam jeszcze nikogo takiego, kto by o mnie zawalczył.
Każdy kto starał się nawiązać ze mną jakąś więź został od razu skreślony a ja zamykałam się w powłoce, do której nikt nie miał miejsca.
Śmieszny jest mój strach przez skrzydzeniem.
Lecz jak brzmi cytat w mojej ulubionej książce "Nie mamy wpływu na to czy ktoś na skrzydzi, ale mamy wpływ na to, kto to zrobi".
Ja chyba jeszcze nie wybrałam takiej osoby.
Czy kiedyś wybiorę?

Poprawiłam swoją spódniczkę, która leżała idelanie, ale chciałam być pewna, że tak jest.
Nie patrząc przed siebie, lecz z wzrokiem wbitym w asfalt wylany przed firmą "Modest" ruszyłam do przodu.
Wciągnęłam głęboki oddech i ze skrzyżowanymi rękoma przekroczyłam próg firmy.
Wszystkie pracownice, które zobaczyły mnie z moim ojcem, wstały ze swoich stanowisk i witały nas, jakbyśmy byli jakiś królestwem, podczas gdy tata miał jedynie tę firmę, która powoli bankrutowała a ja byłam zwykłą uczennicą z jak już wspomniałam, przeciętym życiem.

- Już myślałem, że zrezygnowałaś - zwrócił się do mnie chłopak z czupryną pełną loków i ciepłym spojrzeniem.
- Co ty mówisz Harry? Masz do czynienia z profesjonalistami i takie sytuacje nie mają tu prawa bytu - odpowiedział szybko Steven.
- Ciesze się - odparł chłopak i puścił mi oczko, a ja poczułam tylko ogień, który płonął w moich policzkach.

- Czy każdy wie na czym to wszystko ma polegać? - zapytał mężczyzna, którego nigdy wcześniej nie widziałam na oczy - Przypomnę wam. Kelly i Harry podpiszą za chwilę umowę, która będzie obowiązywała przez równy rok od dnia dzisiejszego. Każda ze stron może się z niej wycofać w dowolnym momencie, lecz koszty, które poniesie będą kolosalne, dlatego z góry uprzedzam, że taka sytuacja nie powinna mieć miejsca. Co do kosztów, to pani Kelly otrzyma w ciągu roku równowartość miliona dolarów i dodatkowe pieniądze za promocje różnych sklepów i miejsc, w których pokaże się z panem Harrym. A co do waszego związku - zwrócił się do nas i kontynuował - macie udawać cholernie zakochanych. To chyba nie będzie takie trudne. Teraz proszę, aby każda ze stron podpisała ową umowę i z tego budynku macie wyjść już razem. Mówiąc razem mam na myśli jako para. Jednakże, aby wam to trochę ułatwić to dzisiaj pan Styles pocałuje panią Taylor w policzek, a jutro pojedzie z nią na trzy dni w wybrane przez pana Harrego miejsce, by lepiej poznać swoją dziewczynę i z tego wyjazdu macie już wrócić jako papużki. Ja i Steven nagłośnimy całą sprawę.
- Jutro? - spytałam zaskoczona - Ale ja mam szkołę!
- To nie jest już twój piorytet - uciął szybko temat poprzedni przemówca.

Podpisałam tą umowę, po czym to samo zrobił Harry, Steven i ten obcy mężczyzna.

Wizja naszego udawanego związku nie odpowiadała mi, ale robiłam to dla ojca.
Milion dolarów to sporo pieniędzy i mogą mu bardzo pomóc.

Pytanie tylko jak będzie wyglądał ten nasz związek i czy ma on sens?




Hej!
Wiem, że rozdział krótki i nie ma WOW, ale starałam się, aby dzisiaj szybko go skończyć i już dodać, by był to taki mój prezent dla Was na Święta :)
Wiem też, że zaniedbałam bloga, ale obiecuję poprawę!
Wesołych Świąt i Mokrego Dyngusa! :*

1 komentarz: